Do zdarzenia doszło w czwartek, 11 czerwca, w nocy. Świętochłowiccy kryminalni, patrolując miasto, po 4.00 zauważyli na ulicy Chrobrego osobówkę, za którą jechał motocykl. Oba pojazdy poruszały się bez włączonych świateł, a kierujący jednośladem przykryty był plandeką i nie miał na głowie kasku. Nie zastanawiając się ani chwili, policjanci ruszyli za nimi. Już po chwili okazało się, że oba pojazdy połączone są ze sobą liną holowniczą. Policjanci podjęli próbę zatrzymania kierowcy opla. Ten jednak zignorował dawane mu sygnały świetlne oraz dźwiękowe i raptownie przyspieszył. Po chwili, gdy kierowca gwałtownie skręcił w szutrową drogę, doszło do zerwania linki i rozłączenia pojazdów. Stróże prawa podjęli dalszy pościg za osobówką, jednocześnie przekazując oficerowi dyżurnemu informacje o całym zdarzeniu. Uciekinier wjechał pojazdem w nasyp i, porzucając go, uciekł pieszo.
W trakcie przejazdu w okolicy ulicy Żelaznej policjanci zauważyli leżący na trawie rozbity motocykl suzuki. Kilkadziesiąt metrów dalej, na ziemi, siedział mężczyzna z licznymi obrażeniami. Mundurowi udzielili pierwszej pomocy 32-letniemu świętochłowiczaninowi i wezwali na miejsce pogotowie ratunkowe, które zabrało go do szpitala. Mundurowi ustali zarówno właściciela opla, jak i motocykla. Wtedy wyszło na jaw, że suzuki zostało skradzione w sąsiednim mieście. Jeszcze tego samego dnia policjanci zatrzymali 37-letniego właściciela osobówki. Mężczyzna trafił do policyjnego aresztu. Kryminalni potwierdzili, że kradzieży motocykla dopuścili się trzej świętochłowiczanie, zatrzymując ostatniego z nich – 33-latka. Zebrany w sprawie materiał dowodowy, pozwolił na przedstawienie całej trójce zarzutu kradzieży motocykla. 37-latek usłyszał zarzut w szpitalu. Wszystkim grozi do 5 lat więzienia. Najstarszy z nich odpowie dodatkowo za niestosowanie się do poleceń i sygnałów wydawanych przez osobę uprawnioną. Jednak kara dla niego może być surowsza, bowiem obu przestępstw dopuścił się w warunkach tzw. recydywy.
Źródło: Policja Śląska